16.05.2015

Rozdział 9

*Octavia*

Leżałam w swoim po­koju, so­bota wieczór a ja w spędzałam czas w do­mu, ow­szem miałam ochotę wyjść. Ale nie było gdzie a tym bar­dziej z kim. Madison poznawała uroki życia na działce, Kacper pojechał z Jaxonem do sali zabaw. Słuchałam mu­zyki, jed­nak mój wewnętrzny spokój przer­wał dźwięk SMS'a... Po­myślałam, kto mógłby na­pisać. Stwier­dziłam, że nie muszę czy­tać, bo to pew­nie nic ważne­go, jed­nak mo­ja cieka­wość była sil­niej­sza niż spokój. Nie potrzebnie wstawałam, bo był to sms z jakimiś reklamami. Proponowali mi internet 300MB i darmowy facebook przez miesiąc. Błagam, stop! Kolejny sms, tym razem od Antonine

Od: Antonine
On znów dziś do mnie coś ga­dał! Zaczy­na mnie to co­raz bar­dziej iry­tować.

Do: Antonine
Kto taki? ;> 

Od: Antonine
Użyj cza­sem narzędzia zwa­nego mózgiem. Kto do mnie cały czas ga­da, a ja udaję, ze go nie słyszę?

Do: Antonine
A, Pierre.Co mówił? 

Od: Antonine
Myślisz, ze go słuchałam? Nie in­te­resu­je mnie cze­go ten pa­jac ode mnie chce.

Do: Antonine
Antonine! On ga­da do ciebie cały czas! Może w końcu byś się zain­te­reso­wała cze­go on od ciebie chce. Z resztą, dla mnie sy­tuac­ja jest jas­na, po­dobasz mu się, po­win­naś z nim być.

Od: Antonine
Proszę cię! Ha, ha, ha! Ja miałabym z nim być? Chy­ba so­bie żar­ty ro­bisz! 

Do: Antonine
A cze­mu nie? Prze­cież jest ład­ny, cha­rak­ter też nicze­go so­bie...

Od: Antonine 
Taa, cha­rak­te­rek to on ma. Cieka­wi mnie ile dziew­czyn już po­leciało na je­go uśmie­szek, a on się ni­mi po pros­tu za­bawił. Nie znasz go
~~~
Chciało mi się wyjść z domu,  ale jak wcześniej wspomniałam nie miałam z kim. Po­goda za ok­nem też nie była zbyt zachęcająca. Wrzesień jest dla mnie jed­nym z naj­bar­dziej przytłaczających miesięcy. Już nie lato, a jeszcze nie jesień. Na dodatek ten dzień był wyjątko­wo podły. Deszcz siąpił ro­biąc chlapę na drodze, a do te­go przeszy­wający wiatr, wy­ganiał przechod­niów pod do­mowe ko­ce. Leżałam na łóżku wga­piona w ek­ran lap­to­pa. Po raz ko­lej­ny oglądałam Pearl Har­bor z 2001 ro­ku. Film, po którym zaw­sze zbieram się dwa dni. Wpro­wadza on zamęt w moją psychikę. Znaczy to jednak, że jest on bar­dzo dob­ry. Za­pada w pa­mięć, nie nudzi i spra­wia, że chce się do niego wra­cać. Ko­lej­na łza zle­ciała po moim po­liczku. Tak, muszę przyz­nać, jes­tem emoc­jo­nal­nym mięcza­kiem. Znam film na pa­mięć a mi­mo to za każdym ra­zem ryczę jak głupia. Cisza w do­mu, umożli­wiała mi jeszcze większe zaan­gażowa­nie w fa­bułę. Kacper nie wrócił jeszcze z sali zabaw, a ojciec jeszcze w pra­cy. Tata zno­wu wziął do­dat­ko­we godzi­ny. Sie­działam więc sa­mot­nie jedząc ko­lejną miskę lodów. Nies­te­ty mój błogi stan przer­wał dzwo­nek do drzwi. Zde­ner­wo­wałam się myśląc, że Kacper zno­wu nie wziął kluczy od do­mu, które powinien no­sić przy so­bie. A po­tem siedzi,  przed domem i cze­ka, aż ktoś przyj­dzie. Z im­pe­tem ot­warłam drzwi i już miałam przy­goto­waną dla niego rep­ry­mendę, ale… to nie był on. W drzwiach stał Justin.  Muszę przyznać, że wyglądał całkiem przystojnie. Przyz­naję było na co po­pat­rzeć. Za to on nie miał cze­go podzi­wiać. Wyglądałam jak kup­ka nie­szczęścia w sta­rych dre­sach, roz­czochra­nych włosach i bez ja­kiego­kol­wiek ma­kijażu. 
- Co ty tu ro­bisz? – za­pytałam. Mój głos trochę ochrypł, dla­tego zab­rzmiało to bar­dzo niem­ra­wo. 
- Kacper jest w szpitalu - odpowiedział mierząc mnie wzrokiem - Zawiozę cię
- Matko Boska! Co mu się stało? - krzyknęłam w jego stronę 
- Spadł z huśtawki na placu zabaw i złamał rękę
- I ty go idioto zostawiłeś samego w szpitalu?! Cholera jasna zawieź mnie do niego! W tym momencie! - chciałam wyjść z domu ale zatrzymał mnie 
- Po pierwsze siedzą z nim moi rodzice. Po drugie przebierz się, wyglądasz okropnie. A po trzecie nie wrzeszcz na mnie! Nie przeze mnie spadł.
- Poczekaj na mnie 5 minut - zamknęłam drzwi i pobiegłam do pokoju. Będąc na półpiętrze zbiegłam na dół i otworzyłam mu drzwi - Możesz poczekać na mnie w środku 
- Dziękuję za zaproszenie! Masz 5 minut, czekam w salonie

A wydawałoby się, że już nic się dzisiaj nie stanie. I masz tu babo placek, Kacper złamał sobie rękę. Najwyraźniej jego limit na gips jeszcze się nie skończył. Założyłam pierwsze lepsze ciuchy i zbiegłam po schodach potykając się. Justin po raz kolejny zilustrował mnie wzrokiem, po czym poszedł za mną w stronę samochodu. Mama zniknęła, tata w pracy a Kacper łamie rękę będąc pod opieką Bieberów. A kogo ojciec będzie się o to wszystko czepiać? MNIE! 
Dzisiaj Justin jechał wyjątkowo wolno. Wlekł się tak jakby chciał a nie mógł. Już chciałam mu powiedzieć żeby przyspieszył ale siedziałam cicho bo wkurzyłby się jeszcze. Jego mina i tak pokazywała, że teraz wolałby być gdzie indziej. No tak, jest sobota i zamiast siedzieć z kumplami, on odwozi mnie do szpitala. 
~~~
- Dzień dobry Octavia - powiedziała mama Justina 
- Dzień dobry, co się stało? 
- Kiedy wracaliśmy z sali zabaw zatrzymaliśmy się jeszcze koło placu zabaw. Chłopcy bawili się, poszli na huśtawki i Kacper wtedy spadł. 
- Boże! On zawsze musi sobie coś zrobić... - westchnęłam - Gdzie jest? 
- Z Jaxonem w sali. Ale najpierw lekarz chciałby z tobą porozmawiać. Justin powiedział ci żebyś wzięła dokumenty? 
- Nie mówił ale mam je przy sobie. - powiedziałam wchodząc do gabinetu lekarskiego 
Lekarz udzielił mi podstawowych informacji na temat złamania ręki Kacpra. Okazało się, że złamanie nie jest groźne, ale przez 3 miesiące musi mieć rękę w gipsie. Wypisał receptę na leki i poszłam do brata. 
- Octavio - zatrzymała mnie Pani Pattie - Nie chciałabym się wtrącać... ale... - zaczęła niepewnie 
- Co się stało? 
- Kiedy jechaliśmy z Kacprem do szpitala, chciałam zadzwonić do waszej mamy...Ale Kacper powiedział, że zniknęła - pięknie... 
- No tak, ale tata z nami mieszka. Tata wczoraj był u policjanta Clarka, ponoć są jakieś nowe informacje w sprawie mamy 
- Clark? - spytała mama Justina robiąc dziwną minę 
- Tak, zna go Pani? 
- Powiedzmy, że aż za dobrze. Nie należy do najlepszych detektywów. Jeśli chcesz to dam ci numer do jednego z lepszych. Ma prywatną firmę i jest bardzo kompetentny. 
- Dziękuję, ale nie mamy pieniędzy na kogoś prywatnego... Dopiero się przeprowadziliśmy
- Kochanie, jeśli będziesz chciała możemy go opłacić. W tym nie ma najmniejszego problemu. 
Tylko się uśmiechnęłam. Nie lubię, kiedy ludzie wtrącają się w moje rodzinne sprawy, uważam, że to nie ich interes. Ale to strasznie miłe, że mama Jaxona chce nam pomóc. 
- Octa, Octa, Octa! - usłyszałam głos Kacpra - Patrz, znowu złamałem rękę!
- No gratuluję. Będzie trzeba zadzwonić do doktora Lavelle, że znowu trafiłeś do szpitala
- Doktor Lavelle? Kto to? - spytała uśmiechnięta Pattie
- Lekarz Kacpra z Lyon. Mój brat dosyć często sobie coś łamał 
- Octavia jestem głodny, pójdziemy  do McDonalda?
- Ja też jestem głodny Justin - powiedział Jaxon 
- To zjesz w domu, zaraz jedziemy - odpowiedział 
- Ale ja chcę do McDonalda z Kacprem 
- Ale my Jaxon nie pójdziemy. Nie wzięłam pieniędzy z domu, a musimy iść sprawdzić autobus do domu 
- Ale przecież Justin może was odwieźć - powiedziała Pattie
- I pojedziemy do McDonalda! - krzyknął Jaxon 
- Ale nie chcemy robić problemu. Poza tym, jest sobota a Justin zapewne ma plany - próbowałam się wykręcić 
- Mój syn stwierdził, że weekend spędza z nami 
- Właśnie, a Jaxon jest jego rodziną więc pojedziemy do McDonalda! 
- Nie wzięłam pieniędzy ze sobą Kacper, rozumiesz co mówię?!
- To Justin zapłaci. Prawda? - Jaxon spojrzał na niego
- No spoko. 
Jechaliśmy w ciszy. To znaczy ja i Justin, bo chłopacy ciągle się śmiali. Czułam się głupio, że znowu Justin musiał rezygnować z planów, żeby spędzić swój czas ze mną i Kacprem. Zwłaszcza, że niezbyt mnie lubi. Wczoraj na kolacji u niego w domu ani razu się do mnie nie odezwał, tylko ciągle rozmawiał z ojcem o jakiś samochodach. 

*Justin*
Czemu ona nigdy nie może zacząć rozmowy? Kiedy gada z Madison w szkole to buzia się jej nie zamyka. Nawet wczoraj cały czas gadała z moją mamą o zakupach i innych duperelach.  A tutaj? Siedzi jakby czekała na ścięcie. Rozumiem, że mnie nie lubi ale mogłaby cokolwiek powiedzieć. Tamci dwaj z tyłu bawią się w najlepsze, rzucają się, krzyczą. Szkoda, że ich humory nie mogą przejść na nią. Zaparkowałem samochód przed jedynym jeszcze otwartym McDonaldem. Chłopacy od razu pobiegli do środka, a Octavia została przy wejściu. Z kieszeni kurtki wyciągnęła paczkę fajek i odpaliła jedną. 
- Nie wierzę panna Octavia pali - powiedziałem podchodząc do niej - A niby taka grzeczna 
- Chcesz jednego? - spytała wyciągając paczkę w moją stronę, wziąłem ją do ręki, żeby sprawdzić jakie pali  "Black Devile"
- Nie dzięki. Nie pale gówna dla kobiet. Wolę swoje - oddałem jej fajki 
- To nie jest gówno dla kobiet. Są takie same jak twoje Malboro. 
- Wmawiaj sobie skarbie - uśmiechnąłem się do niej, a ona zaśmiała się w ten wkurwiający sposób 
Kiedy skończyliśmy palić, weszliśmy do środka. Dzieciaki już jadły a ja z Octą poszliśmy zamówić nasze jedzenie. Muszę przyznać, że ma niezły spust. Zjadła tyle, ile ja jem w przeciągu całego dnia.
Przed północą odwiozłem ją do domu. Światła w domu były zgaszone, więc prawdopodobnie jej ojciec jeszcze nie wrócił z pracy. Trochę jej współczuję. Mojego ojca też nie ma całe dnie w domu, ciągle gdzieś wyjeżdża załatwiać różne interesy, ale wszystkie weekendy spędza z nami w domu i wtedy nie odbiera nawet telefonów od współpracowników. Ten czas jest nasz. Ale jak widać u Octavii i Kacpra sprawa spędzania wspólnego czasu z ojcem wygląda nieco inaczej. Octavia wyszła z samochodu, wzięła od Kacpra Happy Meala i poszli w stronę domu. Kiedy otworzyła drzwi i weszła do środka dopiero odjechałem. 

*Octavia*
- Kacper, idź się jakoś umyć i idź spać. Późno jest.
- Kiedy przyjedzie Antonine? 
- W poniedziałek po południu. Cieszysz się? - uśmiechnęłam się do niego 
- Taaak! Jaxon chce ją poznać bo dzisiaj opowiadałem mu o niej. Ale spokojnie, Justin jest zarezerwowany tylko dla ciebie. 
- KACPER! - krzyknęłam - O co wam wszystkim chodzi?! 
- Podobacie się sobie. - podszedł do mnie i położył mi swoją rękę na moje ramię - Niby jesteście od nas starsi a nie widzicie oczywistych spraw. Dobranoc - pocałował mnie w policzek i poszedł na górę. 
Kiedy Kacper poszedł się myć, ja poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Ciągle zastanawiałam się nad tym, co powiedział mi przed chwilą Kacper. W między czasie do domu wrócił ojciec kompletnie pijany. Z trudem wszedł po schodach do swojej sypialni. Nie ruszyłam się z miejsca, żeby mu pomóc. Cieszyłam się tylko, że Kacper go nie widział. Idąc na górę wzięłam z szafki swój telefon. Szybko się umyłam i poszłam spać. Byłam mega zmęczona dzisiejszym dniem. 


na szczęście mam już maturę za sobą, więc teraz skupię się w 100% na blogu. Notkę dodaję dzisiaj z racji tego, że jutro wyjeżdżam ;) 
Trzymajcie się.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

4 komentarze:

  1. Świetny tylko trochę krótki

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem, że masz śliczny szablon. Taki wiosenny, spokojny. Podobają mi się takie.
    A co jeśli jej tata wiedział, że ten detektyw wcale nie jest taki dobry i specjalnie go wynajął, aby nie znalazła się ich mama? Wiem, że to brzmi okrutnie, ale wydaje mi się, iż on maczał w tym palce... ;c
    Kacper i Jaxon ich zeswatają, czuję to! Z resztą, oni i tak będą razem. Muszą.
    No, nic. Życzę miłego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział ! Nie mogę doczekać się następnego i dowiedzieć się czegoś na temat jej mamy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział, lecz wprowadź trochę chaosu, lubię takie ff :)

    OdpowiedzUsuń

Dodaj komentarz